Dla jednych żyję za krótko, dla drugich za długo. Dla
jednych wiem za mało, dla drugich za dużo. Dla jednych jestem zbyt poukładana,
dla drugich zbyt impulsywna. Dla jednych zbyt naiwna, dla drugich zbyt cyniczna. Mam ochotę zanucić niczym Kasia Nosowska: „(…)
spróbuj się domyślić, gdzie to mam, no gdzie..”.
Pomyślałam, że skoro trochę się już naczytałam (ale to
proces ciągły, trwa całe życie, czyli dłużej niż owłosienie niektórych panów)
to podam wszystkim wędrowcom odwiedzającym moją stronę swoją listę książek, z którymi zdążyłam się zaprzyjaźnić. A nuż ktoś się zainspiruje. Będę uzupełniać
to zestawienie w miarę coraz mocniejszego wchodzenia w królestwo książek,
tych, które kocham najbardziej, zakurzonych, pożółkłych, dawno obdartych przez czas z zapachu farby drukarskiej.
Oto moja pierwsza dziesiątka.
1. „Życie
miłosne” Zeruya Shalev.
Już prawie zrezygnowałam, padając z powrotem na łóżko, kiedy
odebrał, co najmniej po dziesięciu sygnałach, jego „halo” było dziwne,
egzaltowane, widocznie w stylu paryskim, mówił stłumionym głosem, więc
spytałam, obudziłam cię? Nie, odpowiedział, dysząc, jakbym mu
przeszkodziła zupełnie w czym innym, ale ugryzłam się w język i
powiedziałam, mówi Ja'ara, a on odpowiedział, wiem, i zamilkł. Chciałam ci
tylko powiedzieć, że przekazałam tacie to, o co prosiłeś, wyjąkałam, on
powiedział, świetnie, dziękuję, i znowu zamilkł, nie wiedziałam, co by tu
jeszcze powiedzieć, nie mogłam dopuścić do tego, żeby odłożył słuchawkę,
więc powiedziałam po prostu, nie odkładaj, on zapytał, dlaczego, a ja
powiedziałam, nie wiem, spytał, czego chcesz, więc powiedziałam, zobaczyć
się z tobą, on drążył, ale dlaczego, i znów powiedziałam, nie wiem, on się
roześmiał, zbyt wielu rzeczy nie wiesz, ja mu zawtórowałam z ulgą, ale on
uciął mój śmiech, oficjalnym tonem oświadczył, jestem teraz zajęty,
powiedziałam, to jak będziesz wolny, a on milczał chwilę, jakby się
zastanawiał, no dobrze, bądź tutaj za pół godziny, i krótko podał mi nazwę
ulicy i numer domu, jakby zamawiał taksówkę.
2.„Nieznośna
lekkość bytu” Milan Kundera.
Wśród mężczyzn uganiających się za wieloma kobietami możemy bez trudu dostrzec dwie kategorie. Jedni szukają we wszystkich kobietach swego subiektywnego i zawsze takiego samego snu o kobiecie. Innych gna pragnienie, by posiąść nieskończoną różnorodność obiektywnego świata kobiet.
Namiętność tych
pierwszych jest l i r y c z n a: szukają w kobiecie samych siebie, swego
ideału, i wciąż się rozczarowują, ponieważ ideał to, jak wiadomo, coś takiego,
czego nigdy się nie da znaleźć. Rozczarowanie, które ich gna od jednej kobiety
do drugiej, daje ich niestałości rodzaj romantycznego usprawiedliwienia, tak że
wiele sentymentalnych dam jest skłonnych wzruszyć się ich wytrwałą
poligamicznością.
Namiętność tych
drugich jest e p i c k a, i kobiety nie widzą w niej niczego wzruszającego:
mężczyzna nie szuka w kobietach żadnego subiektywnego ideału, dlatego wszystko
go w nich interesuje i nic go nie może rozczarować. I właśnie ta niemożność
rozczarowania ma w sobie coś gorszącego. Namiętność epickiego dziwkarza wydaje
się ludziom niczym nie okupiona (nie okupiona rozczarowaniem).
3. „Angielski pacjent” Michael Ondaatje.
Jej hamak i jej
buty, i jej sukienka. Czuła się bezpiecznie w tym maleńkim świecie,
który sobie zbudowała; obaj mężczyźni wydawali się odległymi planetami, każda z nich
otoczona była własną sferą pamięci i samotności. Caravaggio był w Kanadzie jednym z
bardziej towarzyskich kompanów jej ojca, uwodzicielem siejącym spustoszenie wśród kobiet,
którym wydawał się oferować całego siebie. A teraz wyleguje się w ciemnościach. Był kiedyś
złodziejem, odmawiającym współpracy z innymi, ponieważ nikomu nie wierzył. Stykał się
wprawdzie z mężczyznami, ale rozmawiać wolał z kobietami, a gdy zaczynał z nimi
rozmowy, rychło wikłał się w sieć stosunków miłosnych. Kiedy wczesnym rankiem wkradała
się do domu, znajdowała go nieraz śpiącego w fotelu ojca, wymęczonego rabunkami
profesjonalnymi lub uczuciowymi.
Rozmyślała o Caravaggiu - są tacy ludzie, którym musisz aż wbić się pod skórę, jeśli
chcesz w ten czy inny sposób przywiązać ich do siebie i pozostać przy nich zdrowa na
umyśle.
Musisz ich kurczowo chwycić za włosy, jak tonącego, i starać się, aby cię nie
pociągnęli za sobą. W przeciwnym razie, kiedy ich spotkasz na ulicy, będą już niemal
podnosili rękę, aby ci pomachać na powitanie, ale odwrócą się nagle, przeskoczą murek i
znikną na długie miesiące. Caravaggio był takim znikającym wujkiem.
Mógłby cię unieszczęśliwić przez samo tylko wzięcie cię w objęcia. Narzuciłby ci
swój charakter. A teraz wyleguje się w ciemnościach, podobnie jak ona, w przeciwległym
końcu wielkiego domu. Taki był Caravaggio. Taki jest też Anglik znaleziony na pustyni.
który sobie zbudowała; obaj mężczyźni wydawali się odległymi planetami, każda z nich
otoczona była własną sferą pamięci i samotności. Caravaggio był w Kanadzie jednym z
bardziej towarzyskich kompanów jej ojca, uwodzicielem siejącym spustoszenie wśród kobiet,
którym wydawał się oferować całego siebie. A teraz wyleguje się w ciemnościach. Był kiedyś
złodziejem, odmawiającym współpracy z innymi, ponieważ nikomu nie wierzył. Stykał się
wprawdzie z mężczyznami, ale rozmawiać wolał z kobietami, a gdy zaczynał z nimi
rozmowy, rychło wikłał się w sieć stosunków miłosnych. Kiedy wczesnym rankiem wkradała
się do domu, znajdowała go nieraz śpiącego w fotelu ojca, wymęczonego rabunkami
profesjonalnymi lub uczuciowymi.
Rozmyślała o Caravaggiu - są tacy ludzie, którym musisz aż wbić się pod skórę, jeśli
chcesz w ten czy inny sposób przywiązać ich do siebie i pozostać przy nich zdrowa na
umyśle.
Musisz ich kurczowo chwycić za włosy, jak tonącego, i starać się, aby cię nie
pociągnęli za sobą. W przeciwnym razie, kiedy ich spotkasz na ulicy, będą już niemal
podnosili rękę, aby ci pomachać na powitanie, ale odwrócą się nagle, przeskoczą murek i
znikną na długie miesiące. Caravaggio był takim znikającym wujkiem.
Mógłby cię unieszczęśliwić przez samo tylko wzięcie cię w objęcia. Narzuciłby ci
swój charakter. A teraz wyleguje się w ciemnościach, podobnie jak ona, w przeciwległym
końcu wielkiego domu. Taki był Caravaggio. Taki jest też Anglik znaleziony na pustyni.
4.”Otello” William Shakespeare
RODRYGO
Głupstwo żyć,
kiedy życie jest męczarnią, a odjęcie go sobie jest receptą,
kiedy śmierć ma
być lekarstwem.
JAGO
O nikczemności!
Patrzę na ten świat od siedmiu lat cztery razy wziętych i
odkąd mogę
odróżnić dobrodziejstwo od krzywdy, nie spotkałem jeszcze
człowieka, który
by umiał być przyjacielem samego siebie. Co do mnie,
wolałbym się na
człowieczeństwo pomie niać z pawianem, nimbym
powiedział, że
się chcę utopić z miłości ku pętarce.
RODRYGO
Cóż mam tedy
czynić? Wyznaję, że mi wstyd być tak zakochanym, ale nie
w mej mocy temu
zaradzić.
JAGO
Nie w twej mocy!
Psu na budę! Od nas samych zależy być takimi lub
owymi. Nasze
jestestwo jest ogrodem, a nasza wola ogrodnikiem: jeżeli
chcemy w tym
ogrodzie siać pokrzywy lub sałatę sadzić; rozpleniać
hyzop, a wyrywać
macierzankę; hodować jedno ziele albo pielęgnować
różnego rodzaju
rośliny; zapuszczać go niedbale lub skrzętnie uprawiać:
możność ku temu
i środki odpowiednie leżą w woli naszej. Gdyby waga
władz naszych
nie miała z jednej strony szali rozumu dla zrównoważenia
szali
zmysłowości z drugiej strony, wtedy krew i ułomność naszej natury
doprowadziłaby
nas do najhaniebniejszych ostateczności: ale mamy
rozum na
poskromienie w nas dzikich popędów, cielesnych bodźców i
rozkiełzanych
chuci; z czego wyprowadzam wniosek, że to, co ty
nazywasz
miłością, jest po prostu szczepem, ablegrem.
5.
„Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell.
Było oczywiste, że jesteśmy dla siebie przeznaczeni. Tak oczywiste, że to właśnie ja byłem jedynym z kręgu twoich znajomych, który mógł cię kochać, chociaż wiedziałem, jaka jesteś naprawdę – chciwa, bezwzględna, pozbawiona skrupułów, jak ja. Kochałem cię, więc zaryzykowałem. Przypuszczałem, że obraz Ashleya zblednie w twym sercu. Ale – wzruszył ramionami – próbowałem wszystkiego i nic się nie udawało. A tak bardzo cię kochałem, Scarlett. Gdybyś mi na to pozwoliła, kochałbym cię bardziej delikatnie i czule, niż kiedykolwiek mężczyzna kochał kobietę. Nie mogłem jednak dać ci tego poznać, bo wiedziałem, że wyda ci się, że jestem słaby, i wyzyskasz wtedy moją miłość przeciw mnie.
6. „Martin Eden” Jack London.
Martin Eden skinął głową. Rzucił oto spojrzenie na nieograniczoną krainę wiedzy, a „to, co
dostrzegł,
stawało się namacalne. Jego nieprzeciętna zdolność do wizji nadawała rzeczom
oderwanym
kształty konkretne. W alchemicznym tyglu jego mózgu trygonometria,
matematyka i
całe pole nauki kryjące się za tymi słowami przetwarzało się w uchwytne dla
wzroku
krajobrazy. Ujrzał krainę zielonego listowia i polan leśnych, łagodnie
promienną lub
poprzecinaną
błyskami świateł. Szczegóły na dalszym planie przesłonięte były mętną
purpurową mgłą,
a poza tą purpurową mgłą — wiedział o tym na pewno — mieścił się
baśniowy cud
nieznanego, wabiący swą romantycznością. Myśl o tym upajała go jak wino.
Była tam
przygoda, trud dla głowy i rąk, cały świat do zdobycia. I oto z głębi
świadomości
wypłynęła myśl:
zbliżając się krok za krokiem, musi dotrzeć aż do niej
i zdobyć tę
bladą jak lilia, widmową istotę, co siedzi tu przy nim.
7. „Pornografia”
Witold Gombrowicz.
Wie pan, ja właściwie nie wierzę w Boga. Moja matka była wierząca, ja nie. Ale ja chcę żeby Bóg istniał. Chcę – to ważniejsze, niż gdybym tylko był o jego istnieniu przekonany.
8. „Morderstwo w Orient Expressie” Agatha
Christie.
Wszystko to skłania się do romansu, mój przyjacielu. Wokół nas
zasiedli ludzie
o najróżniejszej pozycji społecznej, najróżniejszych
narodowości, w
najróżniejszym wieku. Całe trzy dni ci ludzie, obcy sobie
nawzajem, spędzą
razem. Będą spać i jeść pod wspólnym dachem, nie będą mogli
siebie uniknąć.
A po upływie owych trzech dni rozejdą się, każdy ruszy własną
drogą i może już
nigdy więcej się nie spotkają.
— Ale — wtrącił
Poirot — załóżmy, że jakiś wypadek…
— Och, nie,
przyjacielu…
— Zgadzam się,
że z twojego punktu widzenia byłoby to pożałowania godne
wydarzenie. Lecz
mimo wszystko, tylko na chwilę, dopuśćmy taką możliwość. Wtedy,
załóżmy,
wszystkie te osoby związałaby… śmierć.
— Może jeszcze
odrobinę wina — powiedział monsieur Bouc, po czym pospiesznie
je nalał: —
Jesteś w grobowym nastroju, przyjacielu. Może to skutek
niestrawności.
— To prawda —
zgodził się Poirot — że syryjskie jedzenie niespecjalnie
przysłużyło się
mojemu żołądkowi.
9. „Gra w
klasy” Julio Cortazar.
Czego szukałem na Pont des Arts? Mam wrażenie, że tego grudniowego
czwartku miałem
zamiar iść na prawy brzeg, żeby napić się wina w kafejce na rue des
Lombards, gdzie
madame Leonie oglądała mi wnętrze dłoni, zwiastując podróże i
niespodzianki.
Nigdy cię tam nie zabrałem, aby madame Leonie obejrzała twoją rękę,
może bałem się,
że odczyta w niej jakąś prawdę o mnie, bo zawsze byłaś straszliwym
zwierciadłem,
monstrualnym, wszystko przekazującym przyrządem. I to, co
nazywaliśmy
kochaniem się, znaczyło może, że stałem przed tobą z żółtym kwiatem
w ręce, ty zaś
przytrzymywałaś dwie zielone świece, a wiatr wiał nam w twarze
deszcz
wyrzeczeń, pożegnań i biletów metra. Wobec czego nigdy cię nie zabrałem,
ażeby madame Leonie,
Maga... I wiem, bo mi to powiedziałaś, że nie lubiłaś, gdy
widziałem, jak
wchodzisz do małej księgarenki przy rue de Verneuil, gdzie
pochylony
staruszek wypełnia tysiące fiszek do kartoteki i wie wszystko, co można
wiedzieć o
historiografii. Chodziłaś tam bawić się z kotem, a stary pozwalał ci i o nic
nie pytał,
zadowolony, że od czasu do czasu podasz mu jakąś książkę z wyższej półki.
A ty grzałaś się
przy jego piecyku o długiej, czarnej rurze i nie chciałaś, żebym
wiedział, że
chodzisz tam, aby usiąść koło pieca.
10 „Portret
damy” Henry James.
- Jestem
bardzo zmęczony. Mówiłaś przed chwilą, że ból nie jest czymś najgłębszym. Ale
jest głęboki. Gdybym mógł zostać...
- Dla mnie zostaniesz tutaj na zawsze - przerwała mu łagodnie. Bardzo łatwo było mu przerwać.
Podjął jednak znowu:
- W końcu ból przeminie, już mija. Ale miłość zostaje. Nie wiem, dlaczego musimy tyle cierpieć. Może się dowiem. Tyle różnych rzeczy mieści się w życiu. Jesteś bardzo młoda.
- Czuję się bardzo stara.
- Odmłodniejesz. Widzę cię znowu młodą. Nie wierzę... nie wierzę... - umilkł, bo zabrakło mu sił.
Błagała go, żeby odpoczął.
- Rozumiemy się przecież bez słów - powiedziała.
- Nie wierzę, żebyś musiała bardzo ciężko pokutować za taki wielkoduszny błąd.
- Och, Ralphie, teraz jestem szczęśliwa! - wykrzyknęła ze łzami.
- Pamiętaj, że byłaś nie tylko nienawidzona, ale także kochana. Ach, nawet uwielbiana - szepnął ledwo dosłyszalnie, z przeciągłym westchnieniem.
- Dla mnie zostaniesz tutaj na zawsze - przerwała mu łagodnie. Bardzo łatwo było mu przerwać.
Podjął jednak znowu:
- W końcu ból przeminie, już mija. Ale miłość zostaje. Nie wiem, dlaczego musimy tyle cierpieć. Może się dowiem. Tyle różnych rzeczy mieści się w życiu. Jesteś bardzo młoda.
- Czuję się bardzo stara.
- Odmłodniejesz. Widzę cię znowu młodą. Nie wierzę... nie wierzę... - umilkł, bo zabrakło mu sił.
Błagała go, żeby odpoczął.
- Rozumiemy się przecież bez słów - powiedziała.
- Nie wierzę, żebyś musiała bardzo ciężko pokutować za taki wielkoduszny błąd.
- Och, Ralphie, teraz jestem szczęśliwa! - wykrzyknęła ze łzami.
- Pamiętaj, że byłaś nie tylko nienawidzona, ale także kochana. Ach, nawet uwielbiana - szepnął ledwo dosłyszalnie, z przeciągłym westchnieniem.