* THOUGHTS * PHILOSOPHY *WRITING *PERSONAL DEVELOPMENT *PLACES *LIFE *PHOTOGRAPHY *BEAUTY *MUSIC

Wednesday 17 June 2015

Faza TURN


Podany tekst jest mojego autorstwa. Nie zezwalam na jego kopiowanie, rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie w celach komercyjnych bez mojej zgody. 


Półmrok, godzina niewiadoma. Oczko śpi. Podnoszę wilgotne dłonie i przeciągam nimi po twarzy, czując dwudniowy zarost. Po długiej chwili przestaję i kładę jedną rękę pod głową, a drugą na torsie. Powinienem częściej obywać się bez ubrania. Nie chodzi nawet o bzdety o byciu częścią natury, chociaż każda warstwa odzieży jaką człowiek nosi na sobie chcąc nie chcąc go definiuje. Najczęściej błędnie. Warstwa intelektualnego mułu, politycznego gówna i telewizyjno – plotkarskiego bagna wydaje mi się nie do zszorowania. Ostatnio im krócej się rozglądam, tym widzę tego gnoju więcej. Widzę gęby paprające się w nim z uśmiechem. Wolę więc nie rozglądać się dalej niż to konieczne, bo kiedy już mnie coś ruszy… a ja taki spokojny człowiek jestem. Ot, przeciętna, ale niezawodna kosiarka wśród szarej, ludzkiej trawy, mającej ciemną gwiazdę w herbie.
Dłoń oparta nad głową sunie powoli w prawo. Wyczuwam palcami gładkość mahoniowego oparcia. Szara puszysta poducha leży niedbale pod moim prawym łokciem.
Leniwy spokój przerywają nagle wibracje mojego cholernego telefonu. Życie. Dopadną mnie zawsze i wszędzie. Zaciskam dłoń w pięść czując wściekłość nie do opanowania. Odbieram i słucham bez słowa mojego rozmówcy, z trudem panując nad sobą. A przecież spodziewałem się tego. Po krótkiej rozmowie mam ochotę rąbnąć telefonem o ziemię. Powstrzymuję się w ostatniej chwili. Wstaję jednym płynnym ruchem i podchodzę do mahoniowej toalety na którą, niczym kropka nad i, wisi ozdobnie obramowane prostokątne zwierciadło. Zaciskam dłonie w pięści, kładę je na blacie i wsparty na nich, patrzę.  A moje odbicie jak gdyby nigdy nic odwzajemnia to spojrzenie, z miną ni to rozmarzoną, ni to ironiczną. I na dodatek jeszcze mówi do mnie kpiąco:
Nieźle, całkiem nieźle. W co ty się wpakowałeś stary? Uszczypnij się to może się obudzisz, ale po tamtej stronie, z kulą w sercu!
Zirytowany przeciągam ręką po zaroście na twarzy i odskakuję od lustra jak oparzony. Pośpiesznie wkładam spodnie, rezygnując w ostatniej chwili z podkoszulka. Postanawiam szybko i w miarę bezboleśnie się pożegnać, zanim do reszty się pogrążę w tym wszystkim. Mam wrażenie, że moje lustrzane odbicie wpatruje się w moje plecy i mruczy:
Głupiec! Za późno!
Wypadam na ulicę ze spodniami obciążonymi kilkoma pożytecznymi narzędziami. Wracam zlany potem. Nadal śpi. Patrzę na nią. To jedna jedyna chwila, kiedy jest taka bezbronna. Jej miękkie wargi są lekko rozchylone. Na twarzy błąka się uśmiech, pół dziecka, pół kotki. Wykończony, przeciągam dłońmi po oczach. Nie ma sensu odwlekać tego co nieuniknione. Lekko drżą mi dłonie. Cieszę się, że ona mnie teraz nie widzi. Nigdy nie zobaczy mnie słabego. 
Łyk Jacka Danielsa jest wyjątkowo długi. Purpurowa róża opada na poduszkę bezszelestnie, a wraz z nią coś na kształt mojego serca. Oczko oddycha spokojnie przez sen. Przez moment mam straszną ochotę by położyć się przy niej i już nie wypuszczać jej z rąk. Potem nieświadomie uśmiecham się cynicznie. Za rok o tej porze nie będzie jej już w mej głowie. Zawsze tak było.
Walka wewnętrzna kończy się nagle jak ucięta nożem gdy widzę, że zaczyna się budzić. Wychodząc mam wrażenie, że słyszę jej senne wołanie ale nie odwracam głowy. Dasz radę Oczko. Jesteś silna, silniejsza niż ja. Nogi niczym uwięzione w betonie nie chcą iść naprzód, ale po chwili już biegną. W ciemność nadchodzącego dnia.
M.D.

Polecany post

Coś, czego nikt nigdy Ci nie odbierze

http://mandywallace.com/writers-live-forever/ (....) Pisanie to harówka, a zarazem coś, czego nikt nie może Ci odebrać . ...